Niedawno opublikowałam post, w którym opisałam moją chorobę (przeczytaj!), a dzisiaj już jest jej koniec...
Cieszę się z tego powodu. Było niezbyt ciekawie, no bo wiecie, co musiałam robić (jeśli ktoś czytał mojego poprzedniego bloga).
Jeśli nie przeczytaliście go, to zachęcam, nie jest on fantastyczny, ale myślę, że chociaż gra Was zainteresuje... :) hehe!
(leki atakują!!!)
Siedziałam sobie na kanapie w domu, jakby nigdy nic, a tu nagle syrop przyszedł do salonu i wskazał na mnie łyżką, powiedział, że mam się kurować i co ja robię przed telewizorem nie przykryta kocem.
Byłam w szoku i nie wiedziałam, co się dzieje. Na pierwszy rzut oka pomyślałam, że to są po prostu jakieś halucynacje. Syrop podszedł do mnie i przykrył mnie kocem i podał mi łyżkę swojej zawartości. Powiedziałam mu, że jestem już zdrowa i że nie potrzebuję lekarstw, a on zapytał się "Jak to?". Potem przyszły tabletki Isla i dały mi jedną... tabletkę, a syrop włożył mi ją do ust. Następnie przyszedł inhalator i powiedział "Ostatnia inhalacja i kończymy z tą chorobą". Okazało się, że usnęłam na kanapie, a obudziłam się już zdrowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Liczymy na dojrzałe komentarze, krytyczne również. Starajmy się jednak wzajemnie nie obrażać :)